Sunday, March 18, 2018

Protesty robotników poznańskich w czerwcu 1956 r. w świetle doniesień „Gazety Zielonogórskiej”

28.06.1956 r. na ulice Poznania wyszli pracownicy tamtejszej fabryki maszyn i narzędzi rolniczych, założonej 100 lat wcześniej przez Hipolita Cegielskiego. Do demonstrantów wkrótce przyłączyli się pracownicy innych miejscowych zakładów pracy i przechodnie. Nieśli transparenty z napisami „My chcemy chleba”, „Precz z Ruskami”, „Żądamy religii w szkołach”. Słysząc o rzekomym aresztowaniu delegacji, która rozmawiała z przedstawiwcielami PZPR, część demonstantów uwolniła osadzonych w więzieniu przy ul. Młyńskiej i zabrała przechowywaną tam broń. Doszło do wymiany ognia między milicjantami, fukcjonariuszami UB a protestującymi. Rząd wysłał do Poznania wojsko w celu stłumienia zamieszek. Jak te wydarzenia zostały przedstawione w „Gazecie Zielonogórskiej” - czasopiśmie o największym wówczas nakładzie na obszarze Ziemi Lubuskiej?

       Prasa w okresie PRL była niemal zupełnie kontrolowana przez PZPR. Jeśli nawet dany tytuł nie należał do partii, to i tak jego egzemplarzez podlegały cenzurze przed publikacją. Tzw. „drugi obieg wydawniczy”, który obejmował również periodyki, rozwinął się na szerszą skalę dopiero pod koniec l. 70. Utrudnia to badanie dziejów PRL. Jednak ówczesna polska prasa zawsze pozwala prześledzić mechanizmy działania oficjalnej propagandy i cenzury. I to zamierzam uczynić w niniejszym tekście.
       „Gazetę Zielonogórską. Organ KW Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej” założono w 1952 r. Kolejnymi jego redaktorami byli: Wikotr Lemiesz (1952-1956), Zygmunt Śniecikowski (1957-1960) i Zdzisła Olas (po 1960 r.). W 1975 r. periodyk przemianowano na „Gazetę Lubuską” i pod tym tytułem ukazuje się do dziś.
       Wydarzenia poznańskie przedstawiano w „Gazecie Zielonogórskiej” jako wynik „faszystowskiej prowokacji”, działań „agentury imperialistycznej”, „spisku reakcyjnego podziemia”, które w „zwartych szeregach klasy robotniczej [...] próbował zrobić wyłom, wyrywając z nich mniej świadomych towarzyszy pracy”. Sugerowano opłacanie inicjatorów zajść przez wywiady RFN lub USA. Żeby przekonać czytelnika do tej tezy zamieszczono cytaty z prasy zagranicznej i informacje o odcięciu się od protestów przez kadry fabryk czy kopalń z różnych części kraju. Informowano też o odmowie przyłączenia się do strajku kolejarzy ze Zbąszynka. W ten sposób odwoływano się do konformizmu czytelników, próbując wywołać u nich wrażenie pozytywnej oceny sytuacji gospodarczej i politycznej panującej w ówczesnym PRL przez większość polskich robotników.
       Apelowano również do strachu odbiorców „Gazety Zielonogórskiej”. Opublikowano w niej przemówienie radiowe premiera Józefa Cyrankiewicza, w którym mówił: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tą ręke władza ludowa odrąbie [...]”.
       01.07 i 02.07 równocześnie w „Gazecie Lubuskiej”, „Gazecie Poznańskiej”, „Głosie Wielkopolskim” ukazały się podobnej treści teksty, choć pod innymi tytułami: „Pogrzeb ofiar faszystowskiej prowokacji” („Gazeta Zielonogórska”), „Pogrzeb ofiar zajść poznańskich” („Gazeta Poznańska”, „Głos Wielkopolski”). Prawdopodobnie redakcje otrzymały stosowne wytyczne od KC PZPR bądź Głównego Urzędu Kontroli Prasy Publikacji i Widowisk. We wszystkich niezgodnie z prawdą podano do wiadomości, że „Wbrew tendencyjnie rozsiewanym pogłoskom, wśród ofiar nie ma dzieci i kobiet”. Tymczasem w czasie zajść poznańskich zastrzelono 13-letniego Roman Strzałkowskiego. Jego nekrolog pojawił się zresztą w tych dniach na łamach „Głosu Wielkopolskiego”. Liczbę zabitych oszacowano na 48 osób. Pion śledczy IPN określa ją obecnie na 58 osób.
       Odwoływano się i do patriotyzmu czytelników „Gazety Zielonogórskiej”. Sugerowano, że „prowokacja zmierzała do poderwania dobrego imienia Polski w świecie, do osłabienia jej pozycji miedzynarodowej” i utrudniała „usnięcie bolączek ludzi pracy i demokratyzację naszego kraju”.

Powyższy artykuł miał się ukazać w zeszłym roku w jednym z lokalnych tygodników. Do dzisiaj, mimo kontaktu telefonicznego i mailowego z jej byłym redaktorem naczelnymi nie wiem, co się z nim stało. Obecny natomiast zaprzeczyl, by został on wydrukowany. Jeśli w jakiejś czasopiśmie bądź książce ukazały się taki sam bądź podobny tekst, proszę przesłać informację o nim na mój adres e-mail: piotr.bukowczyk@gmail.com.

Październik 1956 r. w Zielonej Górze

W październiku 1956 r. w Warszawie zebrało się VIII Plenum PZPR, na którym na I sekretarza partii wybrano Władysława Gomułke i potępiono „błędy i wypaczenia” okresu stalinowskiego. Na Węgrzech 23 października wybuchło antysowieckie powstanie. Jak na te wydarzenia zareagowali zielonogórzanie?

       Na żądanie wielu organizacji i instnacji partyjnych w dniach 27 i 28 października miało miejsce w Zielonej Górze plenarne posiedzenie Komitetu Wojewodzkiego (KW) PZPR. Uczestniczyli w nim członek Biura Politycznego KC PZPR Stefan Jedrychowski, i zastępca członka KC PZPR Werfel. Odwołano I sekretarza KW Feliksa Lorka – przedwojennego działacza KPP pochodzącego z Zagłębia Dąbrowskiego. Zarzucano mu m. in. hamowanie procesu demokratyzacji, „dławienie inicjatywy dołów pratyjnych oraz klasy robotniczej i mas pracujących”, błędną politykę kadrową, ograniczenie inwestycji w zakłady pracy. Wybrano nową, 11-osobową egzekutywę KW. I sekretarzem KW został Tadeusz Wieczorek. Wyrażono również pełne poparcie dla nowej linii partii. Na zebraniu plenarnym Komitetu Miejskiego PZPR dyskutowano rozwój samorządu robotniczego, przyspieszenie budownictwa mieszkaniowego i urządzeń komunalnych w Zielonej Górze. Wybrano również nowe wladze miejskie partii.
       Z funkcji redaktora naczelnego wydawanej od 1952 r. „Gazety Zielonogórskiej. Organu KW PZPR” odszedł nielubiany przez podwładnych Wiktor Lemiesz. Zastąpił go na stanowisku Zygmunt Śniecikowski. Czasopismo relacjonowało dość dokładnie wydarzenia na Węgrzech, VIII Plenum PZPR i plenum KW. W 1956 r. osiągalo najwyższy nakład spośród periodyków ukazujących się w województwie, stając się monopolistą w zakresie informacji regionalnych.
       Zielona Góra należała do miast, w którym najwcześniej w PRL powstały rady robotnicze. Wiele załóg m.in. „Zastalu”, „Stilonu”, „Polskiej Wełny” deklarowało rezygnację z części swych zarobków lub przedterminowe wykonanie planowanych zadań w celu poprawy trudnego położenia gospodarczego kraju.
       Komisja Zdrowia Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej, Wydział Zdrowia Prezydium Miejskiej Rady Narodwej, Zarząd Wojewódzki Polskiego Towarzystwa Lekarskiego, Wojewódzka stacja Krwiodawstwa i Zarząd Wojewódzki PCK na łamach „Gazety Zielonogórskiej” zaapelowały do społeczeństwa o oddawanie krwi rannym Wegrom. Do Wojewódzkiej Stacji Krwiodawstwa zgłaszało się przeciętnie 200 osób dzienie z miasta i okolic, by to uczynić. Krew oddawali nawet w gmachu KW PZPR dziłacze partii. Do końca miesiąca zebrano 110 litrów krwi. Miejscowa społeczność przeznaczyła również 40 tysięcy zł na zakup leków dla poszkodowanych. Najmłodsza osoba, która chciała ofiarować swą krew rannym Węgrom miała... 14 lat. Odmówiono spełnienia jej życzenia ze względu na zbyt młody wiek.

Powyższy artykuł miał się ukazać w zeszłym roku w jednym z lokalnych tygodników. Do dzisiaj, mimo kontaktu telefonicznego i mailowego z jej byłym redaktorem naczelnymi nie wiem, co się z nim stało. Obecny natomiast zaprzeczyl, by został on wydrukowany. Jeśli w jakiejś czasopiśmie bądź książce ukazały się taki sam bądź podobny tekst, proszę przesłać informację o nim na mój adres e-mail: piotr.bukowczyk@gmail.com.
.

Czy prof. Hartman jest klasistą? Polemika z red. Rafałem Wosiem

Przeczytałem niedawno tekst red. Rafała Wosia pt. Dość przyzwolenia na klasizm![1]. Polemizuje w nim z artykułem prof. Jana Hartmana Cham to cham, a idiota to idiota. Będziemy to mówić na przekór lecącemu błotu i ślinie [2]. I dochodzę do wniosku, że autor nie rozumie wypowiedzi polskiego filozofa.
Prof. Hartman twierdził tam: Chodzi po świecie cała masa idiotów i chamów, czyli ludzi pozbawionych wykształcenia, mało inteligentnych, a jednocześnie aroganckich, pewnych siebie, nieuczciwych i nieliczących się z uczuciami innych ludzi. Co więcej, takich ludzi jest znacznie więcej, niż osób szlachetnych, wykształconych, kulturalnych i inteligentnych. Idioci i chamy również głosują i najczęściej wybierają podobnych do siebie albo niewiele lepszych”. Wywołało to oburzenie dziennikarza Polityki”. „Zamieńcie w tekście Hartmana «chamów» i „idiotów» na «czarnuchów», «ciapatych» albo «pedałów» - napisał. Dostaniecie wtedy takie zdania, że nawet nie mam ochoty ich tu cytować, bo mi nie przechodzą przez klawiaturę”. Atoli polski filozof nie ma na myśli mniejszości rasowych, narodowych, etnicznych czy homoseksualistów. Jemu chodzi o osoby nieoświecone i podłe. Zresztą nazywanie poczucia wyższości wobec nich klasizmem jest nieporozumieniem. Klasa, jak podaje Władysław Kopaliński to „grupa ludzi mających ten sam stosunek do środków produkcji i odgrywających tę samą rolę w społ. organizacji pracy, np. kapitaliści, proletariusze” [3]. Tymczasem prof. Hartmanowi nie wyodrębnianie chamów i idiotów ze względu na dostęp do środków produkcji, ale dostęp do zasobów niematerialnych - wiedzy i umiejętności – i moralność. Te oskarżenia polskiego filozofa o klasizm, o pogardę wobec ubogich, idą u red. Wosia w parze z założeniem, że, jak twierdzi w swej książce pt. To nie jest kraj dla pracowników (Wydawnictwo WAB, Warszawa 2017) „Nic tak nie przyciąga kapitału jak właśnie kapitał, nieważne, czy mówimy o kapitale finansowym, społecznym czy intelektualnym” (s. 215). Zadają mu kłam badania CBOS z 2017 r., które wykazały, że zaledwie 12 % elektoratu PiS w 2015 r. oceniało swą sytuację materialną jako złą! [4]. Tymczasem jego wyraźną większość stanowiły osoby z podstawowym i zasadniczym zawodowym wykształceniem (52%), żyjący na wsi i w miastach poniżej 20 tys. mieszkańców (72%) [5]. Tym ludziom wyraźnie brakuje nie dóbr materialnych, ale niematerialnych. Liniowym zależnościom między ilością posiadanego przez jednostkę kapitału finansowego, i intelektualnego przeczy również, stwierdzony w wyniku badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową, spadek (atoli nierównomierny) czytelnictwa książek (również e-booków i audiobooków) w Polsce w latach 2012-2016 we wszystkich klasach naszego społeczeństwa i że w 2016 r. tylko 46% polskich obywateli sięgnęło po jakikolwiek tekst liczący więcej niż 3 strony [6]. Nie, prof. Hartman nie jest klasistą, ale elitarystą i (nie do końca świadomym) merytokratą!
Przed nami – polską inteligencją – stoi zatem trudne zadania do wykonania. Nie wystarczy dzielić się ze społeczeństwem wiedzą i umiejętnościami w Internecie czy publikować dużo książek i artykułów. Większość polskich obywateli tego nie przeczyta. Nie wystarczy wygłaszać wykładów i dawać lekcje w murach szkół. Czyniliśmy to przez lata, czasem za pieniądze, czasem za darmo. Dało to mizerny efekt. Jeśli chcemy, by otaczało nas mniej chamów i idiotów, trzeba popularyzować naukę gdzie indziej – w domach dziecka, świetlicach, domach kultury, publicznych bibliotekach, kawiarniach, bądź więzieniach – także w miasteczkach i na wsi, także bez zapłaty. Chociaż przy tej pracy napotkamy nieraz na trudne do przezwyciężenia przeszkody (pogodowe, finansowe, językowe), na totalnych wykolejeńców, na skończonych durniów, czy po prostu osoby umysłowo upośledzone - nie należy się zrażać Co do tego ja i prof. Hartman się zgadzamy. I jest rzeczą elit – pisze - aby wbrew pleniącej się bucie i prostactwu strzec wartości demokratycznych i społecznej równości, dając również chamom i prostakom kolejne szanse na kontakt z wiedzą i kulturą”. Niestety, przewaga głupich nad mądrymi przeszkadza osiągnięciu równości i budowaniu demokracji, tak upragnionym i przez red. Wosia i przez prof. Hartmana.. W naszym społeczeństwie nie przezwyciężymy jej w dającej się przewidzieć przyszłości. Ta świadomość spowodowała, że w okresie licealnym zacząłem sympatyzować z prawicą[7]. Jednak należy liczbę głupich maksymalnie ograniczać. Jak pokazuje doświadczenie, głupota i ciemnota korelują z przestępczością. „Jak wspominałem - pisze polski socjolog, dr Kamil Miszewski - wielkim osiągnięciem wśród więźniów jest już ukończenie szkoły zawodowej (na podstawie moich rozmów i obserwacji; patrz tabela 1., strona 100), matura pojawia się rzadziej niż Biały w nowojorskiej dzielnicy Bronx […]. Dlatego też byłem przez nich, można by powiedzieć, nie ceniony podwójnie: ze względu na studia i niespecjalną tężyznę fizyczną”[8]. Oczywiście, winniśmy pojawiać się w takich miejscach, w których nas będą słuchać. Dziękuję na tym miejscu prof. Hartmanowi za jego wykład, jaki wygłosił 8 lat temu w kawiarni „Kalambur” przy ul. Kuźniczej we Wrocławiu i który miałem przyjemność wysłuchać.

Przypisy
  1. R. Woś, Dość przyzwolenia na klasizm!, dostępne w Internecie: https://wos.blog.polityka.pl/ 2018/01/13/dosc-przyzwolenia-na-klasizm/ (dostęp: 18.03.2018).
  2. J. Hartman, Cham to cham, a idiota to idiota. Będziemy to mówić na przekór lecącemu błotu i ślinie, dostępne w Internecie: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/7,161770, 22877121,prof-hartman-cham-to-cham-a-idiota-to-idiota-bede-to-mowic.html (dostęp: 18.03. 2018).
  3. W. Kopaliński, Słownik wyrazów obcych i zwrotów obcojęzycznych. Wydanie XVIII, Wiedza Powszechna, Warszawa 1989, s. 263.
  4. Zob. K. Pankowski, Komunikat z badań. Nr 130/2017. Elektoraty PO i PiS w ostatnich dwunastu latach, CBOS, Warszawa 2017, s. 4, dostępny w Internecie: http://www.cbos.pl/PL/publikacje/ raporty. php (dostęp: 18.03. 2018).
  5. Zob. tamże, s. 3-5.
  6. Zob. Stan czytelnictwa w Polsce w 2016 r., Biblioteka Narodowa, Warszawa 2017, s. 9, 38-39, dostępne w Internecie: http://www.bn.org.pl/download/document/1492689764.pdf (dostęp: 14.03.2018).
  7. Kwestia, czy PiS pozostaje rzeczywiście partią pawicową, to temat na osobne rozważania.
  8. K. Miszewski, Grypsera: przemiana, słabnięcie czy upadek subkultury więziennej? (na podstawie obserwacji uczestniczącej w areszcie śledczym i w zakładach karnych). Praca magisterska napisana pod kierunkiem Dr hab. Andrzeja Zybertowicza, prof. UMK, Toruń 2004, s. 109-110.